Mój
list do Roberta Kocha |
Mateusz Lewandowski |
|
.
14 maja 2005r.
Świętno
Szanowny Panie Robercie!
Mam na imię Mateusz i jestem
14-latkiem z okolic Wolsztyna. Piszę do Pana, ponieważ chciałbym podziękować
za szczególny czyn dla milionów osób. Oczywiście, mam tu na myśli odkrycie
tuberkuliny - leku na jedną z najciekawszych chorób świata, gruźlicy.
Nigdy wcześniej nie przejmowania
się szczególnie tą chorobą. Słyszałem, że pewien lekarz z mojego okręgu
otrzymał nagrodę Nobla za opracowanie jakiejś szczepionki. Ale co mnie
to obchodziło? Nie interesowałem się tym kompletnie. Do czasu . . .
Pewnego razu szkole na lekcji
biologii dowiedziałem się, iż gruźlica jeszcze kilkanaście lat temu była
chorobą zbierającą obfite żniwo. Przed śmiercią wielu istnień ludzkości
uratował niejaki Robert Koch. Pani dodała, iż pracował w Wolsztynie i że
znajduje się tam muzeum poświęcone jego badaniom. Ktoś z klasy rzucił hasło,
aby się tam wybrać. Reszta uczniów wnet pochwyciła ideę i zaczęła prosić
nauczycielkę, by zrealizowała pomysł. W końcu nasz belfer ugiął się pod
ciężarem próśb. Wycieczka została zorganizowana. Minął tydzień i nadszedł
dzień wyjazdu. Postanowiłem również się wybrać, ponieważ jestem zwykłym
uczniakiem i myślę tak jak znaczna większość młodych studentów - byle jak
najdalej od murów szkoły! Dzięki temu minęły mi aż trzy lekcje ! Byłem
z siebie strasznie zadowolony.
Znaleźliśmy się pod budynkiem
muzeum. Wyglądał bardzo ładnie, wokół znajdował się mnóstwo kolb kwiatowych,
śpiewały ptaki. Weszliśmy do środka. Przewodnik zaczął pokazywać nam wnętrze
budynku. Opowiadał jakieś bajeczki, ale ja byłem kompletnie zajęty czymś
innym. I tak obejrzeliśmy wszystkie pietra, gabloty, itp. Wychodząc, pani
powiedziała, że za nasze wyjątkowo dobre zachowanie możemy udać się na
lody. Wszyscy z radością czym prędzej udaliśmy się do lodziarni, ale nikt
już nie pamiętał w jaki celu pojechaliśmy do tego miasta.
Może się wydawać, że niewiele
w tym czegokolwiek bliżej z Panem związanego.
A jednak ... Na wakacje
wyjechałem wraz z rodziną do Zakopanego. I tam właśnie pierwszy raz zrozumiałem
jak wielką przysługę uczyniła pańska osoba ludzkości.
Wracając z górskiej wycieczki
do schroniska zobaczyłem karetkę, Czym prędzej pobiegłem zobaczyć, co się
stało. Pewien chłopiec strasznie kasłał i co chwilę pluł krwią.
Lekarze zanosząc chłopca
do samochodu, wypytywali rodziców nieszczęśnika o okoliczności zarażenia.
Dorośli mogli pomóc - nie wiedzieli jak do zakażenia doszło. Myśleli, że
to zwykła grypa, ale kiedy zaczęły się wymioty zadzwonili pod numer alarmowy.
Doktor powiedział, iż to prawdopodobnie gruźlica. I wtedy zrozumiałem jak
wiele Panu zawdzięczamy. Gdyby nie Pan, ciężko byłoby z tym chłopakiem.
Z pewnością uratował mu Pan życie.
Po powrocie natychmiast
wraz z rodziną udałem się do muzeum które wcześniej odwiedziłem z klasą.
Tym razem zwracam uwagę na każdy szczegół, a przewodnika słuchałem z nietypowym
dla mnie zaciekawieniem. Po wyjściu jednym tematem na moich ustach było
pańskie odkrycie. W szkole dokładnie opowiedziałem o wszystkim. Tym razem
moi koledzy również się tym zainteresowali. Nie było to dla nich teraz
tak obojętne jak pół roku wcześniej. Całą historię opowiadałem z takim
przejęciem, że trudno było bliżej się tym nie interesować.
Teraz wiem, jak wielką rolę
odegrał Pan w historii medycznej. Takich postaci jak pańska nie było na
świecie na pęczki. Jest Pan jednym z nielicznych ludzi, którzy poświęcając
całe swe Zycie badaniom ratują tym samym wiele istnień. Chciałbym, aby
świat pełen był osób podobnych do Pana. Mam nadzieję, że ludzie, a szczególnie
młodzież doceni poświęcenie ze strony człowieka, który swą nietypową zawziętością
i dążeniem do celu
w ogromnym stopniu pomógł
całemu światu.
Z wyrazami szczególnego
Szacunku i uznania
Mateusz Lewandowski
|